czwartek, 24 lutego 2011 10 komentarze

Z braku laku...

...kit też dobry.
Nie mam pomysłu na jakąś notkę, w której ponarzekałbym na coś lub kogoś.
Chciałem jednak coś wrzucić, dlatego łapcie moje robione na kolanie wypracowanko na polski.

    
Przetarte szlaki czy własne ścieżki?

    Życie to nieustanne podejmowanie decyzji. Wszelakie dylematy towarzyszą nam na każdym kroku. Czasem jednak ciężko jest nam dokonać właściwego wyboru. Potrzeba nam kogoś lub czegoś, co pomogłoby nam wskazać najlepsze rozwiązanie. Lecz tutaj napotykamy na kolejną przeszkodę. Czy podążać "przetartymi szlakami", czy "własnymi ścieżkami"?
    Na wstępie powiem, że ten wybór nie jest prosty. Od niego zależą kolejne, podjęte później decyzje. Można przyjąć jedną z dwóch postaw. Pierwsza z nich to konformizm - potwierdzenie. Styl życia, polegający na zgadzaniu się z innymi, bycia częścią grupy nawet wtedy, gdy własne poglądy różnią się od poglądów reszty osób. Ta postawa sprawia, że człowiek nie zostanie odtrącony, gdyż jest taki, jak inni. Jednakże takie zachowanie prowadzi do zatracenia swojego charakteru, swojego "ja".
   Druga postawa to nonkonformizm. Nie należy go mylić z antykonformizmem - skrajnym przeciwieństwem konformizmu, który polega na niezgadzaniu się z każdą opinią grupy. Nonkonformizm to refleksja, zastanowienie się. Głoszenie własnych poglądów w każdej sytuacji, bez względu na opinie innych. Ta postawa pozwala człowiekowi się rozwinąć. Pokazać własny charakter i nie tłumić w sobie tego, co ma się do powiedzenia. Oczywiście, nonkonformiści mogą być wyśmiewani. Dzieje się tak głównie dlatego, że osoby, które nie mają na tyle odwagi, aby wybić się ze stada, zazdroszczą, gdy indywidualiści odnoszą sukcesy. Będąc w tłumie, łatwo jest coś krzyknąć przeciwko osobie, która jest wrogiem całej grupy, gdyż pozostali konformiści również zaczną krzyczeć. To sprawia nonkonformizm trudnym wyborem.
    Na podsumowanie dodam, iż osobiście nie podpowiadam czytelnikom, którą postawę przyjąć. Co by było, gdybym na przykład polecił nonkonformizm? Przecież ktoś mógłby się mnie posłuchać. I przyjąłby postawę konformisty...



PS. Na dobrą sprawę mogłem z tego tematu zrobić pełnoprawną notkę, ale i tak musiałem coś nabazgrolić na polski. Dwa razy pisać na ten sam temat nie będę, a gdybym przygotował tekst na bloga, to raczej nie nadawałby się na lekcję języka polskiego. Wierzcie mi. Byłby o WIELE dłuższy.


Zwykłe spinacze do bielizny. Nie ma tu żadnego ukrytego znaczenia. Serio.


środa, 9 lutego 2011 3 komentarze

Olsztyn kocham...

...ale trochę mnie wkurwia.

Polska. Na jej północnym-wschodzie leży województwo warmińsko-mazurskie. W nim - Olsztyn. Stolyca Warmii.
Od małego denerwowało mnie, gdy ktoś mówił, że przyjeżdżając do nas, przyjechał na Mazury. Może wpływ na moją reakcję ma to, że jestem psychicznie bardzo związany z ziemiami warmińskimi. Dlaczego? Ano dlatego, że przez całe przedszkole występowaliśmy wiele, wiele razy śpiewając warmińskie piosenki, ubierając się w warmińskie stroje i recytując wiersze o Warmii przed starszymi ludźmi, którzy mówili nam, że jesteśmy wszyscy Warmiakami. Takie zboczenie pani przedszkolanki.
Taa… Jak już wspomniałem, Olsztyn jest stolicą Warmii i Mazur. Ale nie wiem, czy to warto podkreślać. Szczerze mówiąc, można to uznać nie jako powód do dumy, a zażenowania.
Zacznijmy od tego, co wie najwięcej osób. Od olsztyńskiego byłego prezydenta - Pana M. Nie będę tu mówił po nazwiskach, bo nie o to chodzi, a Małkowski mógłby się jeszcze obrazić. Miło mi słyszeć, że "reprezentant" Olsztyna w wielkim świecie znany jest z tego, że rżnął się z sekretarką na wieży ratuszowej. Od razu na wstępie wiele zyskuję u ludzi z innych miast, mówiąc że pochodzę z "miasta miłości". Ale ok, szczerze mówiąc nie rusza mnie to jakoś strasznie, w przeciwieństwie do innych prawych obywateli naszego miasta. Jego sprawa. Jakaś kobieta, która widocznie za mało czasu spędziła w kuchni, powiedziała, że mężczyźni używają penisów zamiast mózgów. To nieprawda! Pewien mężczyzna sprostował, że my po prostu nie mamy wystarczającej ilości krwi, żeby zasilać jednocześnie oba te narządy.

Wracając do tematu miasta… 3 dni temu w radiu słyszałem, że warmińsko-mazurskie otrzymało super-hiper-duper-wypasiony helikopter ratunkowy za 20 milionów, którego główną zaletą jest to, że może latać po ciemku. (Jakby świateł w tym starym nie mogli włączyć.) Sęk w tym, że na Warmii są tylko 2 szpitale, na których może to cudo po ciemku wylądować. Jeden jest w Ełku, a drugi... w Elblągu. W Olsztynie nie ma odpowiedniej infrastruktury, żeby przyjąć do szpitala wojewódzkiego szczęśliwca, który przeleci się za darmochę helikoptrem. Niech spierdala.

Jako, że jesteśmy tym gównym głównym miastem, w krajobraz wpisuje się wiele placówek wypoczynkowych, center rozrywki i innych budynków użyteczności publicznej. Jednym z przykładów jest otwarta w październiku 2005 roku Alfa Centrum Olsztyn.
Alfa zimą, nocą. Zimą. W nocy.
Cytując wikipedię, jest to: największa galeria handlowa w Olsztynie i w województwie warmińsko-mazurskim. Więcej dowiemy się wchodząc na nonsensopedię. Lepiej! Z poniższego cytatu poznamy wszystkie ośrodki kultury w Olsztynie. Uwaga cytuję:
"Olsztyn jest znany ze swoich cennych zabytków i ciekawej architektury. Są to między innymi: bloki, blok, blok, blok. I jeszcze dwa bloki przy bloku. Ponadto w Olsztynie znajduje się niezwykły szalet miejski, stojący pośrodku prostokątnego ronda, i kościół z XIV wieku, zwany Alfą. Turysta, wchodząc tam, ryzykuje pozostawieniem części pieniędzy w Croppie i Empiku, a reszty w fontannie. "
(Małe sprostowanie. W 2009 roku została otwarta nowa część Alfy, więc do powyższej listy sklepów można śmiało dopisać New Yorkera.)

Tu mnie boli najbardziej. Weekend nadchodzi - czas się rozerwać. A jeśli nie przy komputrze, czy innym magicznym pudełku… to gdzie? Do pubu nie wpuszczą, a jak wpuszczą to i tak nic nie zamówisz, kręgielnia tylko jedna, więc ceny ustalają takie, żeby pan kierownik Zdzisio pod koniec miesiąca mógł się schlać do woli. W bilarda nie ma gdzie pograć. Kluby, to już inna bajka. No to co? Do Alfy...? Albo… do KFC! Dla nie-olsztynian: tak zwany 'kefc' to miejsce spotkań ludzi różnych popkultur. Dla tych 'zwykłych' już nie ma miejsca. Chyba, że rano, zanim nałożą 3 kilogramowy make-up lub za duże o 2 rozmiary bluzy, wsiądą na bmx'a czy wezmą ze sobą inny element rozpoznawczy. Flaki mi się na drugą stronę wywracają... Całe szczęście, że należę do nielicznego (i dobrze, że nielicznego) grona osób, które wiedzą, że istnieje kilka herbaciarni na terenie Olsztyna. Przynajmniej można pogadać ze znajomymi w normalnych warunkach, bez potrzeby stania na deszczu/mrozie/innej-zarazie lub zapraszania ludzi do swojego uroczego mieszkanka. Gorzej, jeśli nie ma się nastroju do rozmowy. Bo wtedy to prócz picia herbaty, czy innego szajsu nie ma co robić.

Taki już nasz Olsztyn jest. Ale cieszę się, że go mam. Mimo wszystkich jego wad, nie zamieszkałbym nigdzie indziej.
No chyba, że w Gdyni.
Albo Warszawie.
No albo w Krakowie.
Lub Poznaniu.
W Sopocie...?
niedziela, 6 lutego 2011 3 komentarze

Święta, święta i po... feriach

Koniec pięknego okresu w ciągu roku. Powrót do szarej codzienności. Płacz i zgrzytanie zębów.
Jestem ciekaw, kto w odróżnieniu ode mnie przeznaczył swój cenny czas na naukę.
Chyba nikt. I dobrze, nie po to są ferie, żeby się uczyć.
Wstałem dziś rano i przypomniałem sobie o wszystkich zaległych pracach na poniedziałek, wtorek i środę. Jedyny stosowny komentarz to: "O kurwa...".


Tym, którzy boją się jutrzejszego dnia dedykuję mój, wymyślony przed chwilą, poemat:

Ferie, ferie i po feriach
Trzeba znowu siedzieć w szkole.
No bo jak to każde ferie
Krótkie są, że ja pierdolę.
 
;