sobota, 11 sierpnia 2012

Ogórek, ogórek, ogórek

No dobra, czyli wczoraj wpadłem na pomysł, żeby wrócić do pisania. Zawsze wpadam na genialne pomysły na dzień przed jakimś wyjazdem, a gdy już jestem z powrotem w domu, zdąży mi się odechcieć wszystkiego. I później mnie szlag trafia, bo jak zwykle nie wytrzymałem dłużej niż miesiąc nad kolejnym projektem. Ciekawe, czy to da się leczyć.


Sezon ogórkowy jest praktycznie wszędzie.
W kinach nie leci praktycznie nic, co warte byłoby tych kilkunastu złotych, w telewizji zaś można trafić na cotygodniową projekcję władcy pierścieni/harry'ego pottera na TVN-ie. Tyle szajsu jest teraz w polskiej telewizji, że programy rozrywkowe oglądam wyłącznie w internecie. Każdy, nawet najsłabszy vlog jest teraz ciekawszy od dowolnego programu rozrywkowego w telewizorni. Ulubione zagraniczne seriale mają swoje season finale głównie w maju-czerwcu, więc na kolejne odcinki trzeba czekać do września. W gazetach i programach informacyjnych totalnie nic, jak reporterzy coś wyniuchają, to piszą wciąż o tym samym. Jak jeszcze raz usłyszę o prezesie Amber Gold, to wyprowadzam się na Islandię.

Tu nie słyszeli jeszcze o prezesie Amber Gold


Wakacje są smutnym okresem. Zwłaszcza dla kogoś, kto najlepiej czułby się mieszkając w centrum NY, codziennie obserwując dziesiątki tysięcy ludzi, spieszących się do pracy, czy szybki lunch. Niby ludność nie wymarła, ale jakoś tu pusto. Wszyscy gdzieś wyjeżdżają, w rodzinnym mieście nie dzieje się prawie nic. Oczywiście, od czasu do czasu może i coś się organizuje, ale takie okazje można zliczyć na palcach jednej ręki. Ręki stolarza, któremu piła urżnęła dwa i pół palca.


Jadę na Słowację, tam też nic się nie dzieje, ale chociaż jest to czymś usprawiedliwione. Tam, w góry, jedzie się właśnie po to, żeby odpocząć od zgiełku, hałasu i zabójczego tempa naszej codzienności. Tyle, że ja, cholera, właśnie nie mam od czego odpoczywać...


0 komentarze:

Prześlij komentarz

 
;